czwartek, 19 marca 2020

Garść wspomnień, część pierwsza.


Tak, siedzę w domu z potomstwem. Takie czasy. Położyliśmy się spać, a gdy wstaliśmy – nastała inna rzeczywistość. I choć mam co robić, naszło na garść wspomnień.





Lata 2007-2009 to czas, w którym mieliśmy największy buum na Mordheim. Graliśmy naprawdę dużo, bywało, że po kilka razy w miesiącu, a scenariusze rozgrywały się na stole/dwóch stołach jednocześnie a nieraz nawet na stole do pingponga. 





 
I tak, gdy graczy nigdy nie było mało (dziś, jeżeli pamięć mnie nie myli, było nas 11-cioro) to tereny do gry były naszą piętą Achillesa. 




Gdyby nie cuda, tworzone przez Arka (tego, którego imienia nie powinienem wymawiać) to rzekłbym, byłoby biednie. Albo było ich za mało, albo były na wstępnym etapie produkcji i daleko im było do wykończenia.

Ale wiecie co? Kurcze felek, do dziś dzień mam do tych wspomnień bardzo duży sentyment, i tak jak w oczy kolą owe zdjęcia (dziś) tak w tamtych czasach grało się na nich przednio, wyobraźnia wypełniała każdy rażący element.



Głównym budulcem był karton. Na różne sposoby wycinany, wzmacniany. Po prostu był najłatwiej dostępnym materiałem i najlepiej obrabianym, no i najtańszym przeto można było zawsze coś urozmaicić, dorobić, przerobić – zużyty, wywalić i stworzyć coś nowego.




 
Bawiliśmy się także w odlewy z masy solnej i gdyby nie to, że takie ciężkie i kruche :) ale wśród kartonowych domków to istne rezydencje. 




Pierwszą nagrodę w kategorii – ciężkie, zdobył kamienny podjazd z ołtarzem na szczycie. Ot zbierałem kamienie z drogi na plażę, by to wszystko skleić wikolem w jedną bryłę. Na szczycie przydrożna kapliczka, dzięki której poznałem Karol L. Aż strach było ten twór ściągać z regału by ustawić na stole. 
 




A tu chyba jedyne zdjęcie z mych zbiorów, na którym widnieje górna część tak zwanej „wieży pterodaktyla”. Budynek ten popełnił Maciej z papieru toaletowego, takiego zwykłego odzysku z makulatury, szarego. Część z Was jeszcze pewnie kojarzy ów papier, który tak bardzo kaleczył „oko proroka”. Ogólnie budynek bardzo klimatyczny, miło wspominam zarys bryły, klimat jak u Flinstonów no ale ten zapach hmm, ogólnie unikało się stania w bliskim otoczeniu tego budynku.





To coś szare w środku, kiedyś było zniczem. Można? Można!




 
A niektóre budynki miały swoje „nazwy”. Ot Gruber prezentuje Państwu tzw „grób nieznanego żołnierza” .


Prezentowany materiał to wybrane zdjęcia z moich zbiorów z lat 2007-2009.
Ciąg dalszy nastąpi... 

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Niestety, każda piękna chwila ma swoją datę ważności.

      Usuń
  2. Kiedyś to było. ;) A przynajmniej czasu było więcej i łatwiej się było spotkać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Zawsze coś wyskoczy. Dziś mieliśmy zaplanowaną rozgrywkę (z miesięcznym wyprzedzeniem) na 8miu graczy i błogosławieństwo Nurgle zniweczyło ów misterny plan. Zirytowany jestem bo to już dwukrotnie czynione były wielkie przygotowania, choć jak mawiali starożytni germanie - do trzech razy sztuka.

      Usuń