niedziela, 15 lipca 2012

Bydgoszcz 14-15 07 2012






Witojcie... zacznę od tego, że "żyję". Stary pracodawca, któremu oddanym byłem i wiernym psem po 11 latach współpracy postanowił kopnąć mnie w dupę, aż zafurczało. Skomplikowało to wiele spraw, ale to już nie ważne, wszystko pomału układa się i wraca na właściwe tory (choć bardzo pokrętne). 
Nie piszę, ponieważ nie mam kiedy przysiąść do kompa, a co dopiero poświęcić ciut czasu dla hobby. Nowy pracodawca chcę mnie co dzień po 10h włącznie z sobotami, a to co z życia zostaję poświęcam dzieciom i budowie. Cały czas na wysokich obrotach.   
W ten weekend, który mamy już za sobą (a szkoda), kochana małżonka dała zielone światło na wypad. Udało się zorganizować na szybko spotkanie u Marmorra w Brydzi z wh40k w tle. Kilka dupnych zdjęć dla potomnych zarzucę. A fotki bardzo lipne, aparat który miałem ze sobą to urządzenie, które przywłaszczył sobie mój trzyletni potomek i bawi się robiąc zdjęcia wszystkiemu począwszy od swoich mini stópek a kończywszy na kwiatkach i obcych ludziach. Przeto ciut się aparat złachał :)






 Ekipa od mycia okiem.





Zachód jednego ze słońc nad Mak-planetą.





Dark Eldarzy... fuj zboczeńcy.






Rabin z Sherfiut nakłada cięciwę... 






 Zdrowie Imperatora.




A to dzień drugi, jak widać mimo dużej ilości trunków - gospodarz miał wszystko pod kontrolą. 




Gluty spisały się świetnie. Wchłaniały krew itd. Jako że grywam w wh40k z częstotliwością raz na trzy lata - zostawiłem gluty z Brydzi gdzie przysłużą się bardziej.  




Maciek. Na pierwszej fotce go zabrakło bo robił zdjęcie - więc go dorysowałem tam. 



W takim otoczeniu rozegraliśmy pierwszego Kill Teama na 5-ć drużyn by ów łikend dobrze rozpocząć. 




Tworzenie rozpiski nadal w nastroju Euro 2012. Marmorr z Patroklosem zwanym potocznie "ty patynie"






Garran na szczęście wziął szczura.
















 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Dobra to by było na tyle... czas ogarnąć się, spoważnieć i od jutra wrócić do Obozu Pracy...
A... to skorzystam z chwili wypowiedzi. Coś na co czekam - "Fort Pillow" od wydawnictwa Bellony. Termin pojawienia się w księgarniach - 26.07.2012 czyli odliczam niczym wyjście z wojska :) 


W kwietniu 1864 roku, prawie w rocznicę oficjalnego wybuchu wojny domowej w Stanach Zjednoczonych, dywizja kawalerii z korpusu generała majora Nathana Bedforda Forresta szturmowała federalny Fort Pillow. Umocnień bronił kombinowany garnizon złożony z czarnoskórych artylerzystów oraz unionistycznych kawalerzystów z Tennessee. Fort Pillow nie był wielką bitwą w stylu Gettysburga czy Vicksburga.

Samo starcie trwało stosunkowo krótko najwyżej kilkanaście minut. O wiele bardziej istotne są wydarzenia, do których doszło po upadku fortu. Rzeź czarnoskórych oddziałów odbiła się głośnym echem w pogrążonych w wojnie domowej Stanach Zjednoczonych. W jej wyniku doszło do brutalizacji konfliktu, coraz częstszych wypadków nierespektowania prawa wojennego. Masakra dała rządowi federalnemu do ręki groźną broń propagandową w walce z rebeliantami. Zwrócono uwagę opinii publicznej na liczną, acz lekceważoną mniejszość Afroamerykanów.

 

2 komentarze:

  1. Następna fotodokumentacja nastąpi, zapożyczę sprzęt uwieczniający od Młodzieży i uwiecznię, mam nadzieję, że skład ten sam plus 2.

    niestety weny nie mam do malowania, może to wina oczu, liczę na przypływ chęci i talentu po znacznych wygranych Eldarskiej maści nad resztą świata...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekamy czekamy na fotodokumentację .... i czekamy, nadal czekamy.

    OdpowiedzUsuń