niedziela, 22 marca 2020

Garść wspomnień, część druga.




  Druga część, nim nam niebo spadnie na głowy.
Mordheim – zrujnowane miasto, z którego wywieziono cały gruz. Ktoś kiedyś zapytał, dlaczego w starych rozpiskach, każda banda (prawie każda) nastawiona była na łuki, kusze i tileańskiego najemnika? To jeszcze raz rzućcie okiem na zdjęcie powyżej i niech to będzie odpowiedzią. 


 
  Bywały też stoły bogato zastawione ale syndrom strzelca pozostał. 








 
  Młyn z Zakopanego również się nadał, a czemu by nie wykorzystać? A bo to mieszkańcy Mordheim nie mieli swojej mąki? 
  He, mąka. W piątek o dość wczesnych godzinach porannych, w jednym z marketów wywalczyłem dwa ostatnie kilogramy mąki żytniej. Tak naszło na wyrzucenie z siebie sytuacji na widok młyna. 





  Rytuał na chwałę Niszczycielskich Potęg, na ołtarzu ofiara (prawdopodobnie prawiczek, bo Bogowie Chaosu takich lubią). Kultystom przeszkadzają nikczemni khazadzi. Tak było, oto dowód. 




 
  Jednym z miejsc naszych nasiadówek, było lokum u Mellona. Kiedyś dumny bar o nazwie Magnum, gdzie przelewało się hektolitry ale i w kuchni owej knajpki, grało w RPGi. Tu graliśmy w Mordheim. Pech chciał, że po ostatniej potyczce, makiety zostały na stołach i akurat w tym miejscu, gdzie graliśmy, podczas ulewy – przesiąkł dach. Dzień kolejne bitwy, spotkania, przychodzimy a tu zamiast grania mamy suszenie. Nie wszystko udało się uratować, wikol + deszcz to zła mieszanka. 





 
  No i czilaucik.






  
A na koniec wisienka na torcie, zdjęcie od Mariusza. Dawno dawno temu. Za górami, za lasami i wieloma morzami… tak grało się w Warhammera Fantasy Battle. 




Ciąg dalszy nastąpi...
 

4 komentarze:

  1. Ten "leszczu" na ostatnim zdjęciu po lewej, w "oksach", to Sebuś?!!?

    OdpowiedzUsuń
  2. Włączyła mi się nostalgia. Chociaż na battla się nie załapałam (za młody gówniarz był ze mnie, ze zbyt pustym portfelem) to w x-winga pierwszą edycję grałam z chłopakiem w dokładnie ten sam sposób. Dywan, którego jedna krawędź wyznaczała krawędź "kosmosu" a z drugiej strony pieczołowicie rozstawione pudełko od podstawki. I tak się latało po tych beżowo-czarnych wzorkach. Dobrze, że chociaż były one pre-painted to nie było potrzeby, by je ekstra domalowywać.

    Chociaż post masz sprzed kilku dni to dopiero teraz słowa ze wstępu o spadającym niebie nabierają dodatkowego znaczenia :-( (bo zapewne już wiesz, że nie żyje Uderzo)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swego czasu przyglądałem się z zachwytem X-wing, niestety stara maksyma, mówiąca "rozegraj te wszystkie gry, które masz w domu, a potem szukaj nowych" - zwyciężyła. Śmierć Uderzo, to była bardzo smutna wiadomość, nostalgicznie wygrzebałem swój pierwszy komiks z serii, czyli "Przygody Galla Asteriksa". Całymi godzinami przyglądałem się (będąc dzieciakiem) tej kresce. Jest już w miejscu, gdzie z Januszem Christą będą mogli sobie wyjaśnić kilka spraw i urządzić "pojedynek na rysunek".

      Usuń