wtorek, 6 października 2020

"Długobrody" - drużynowy turniej w Mordheim oczyma ZdunkoMORRów.

 

 Drużynowy turniej w Mordheim pt. „Długobrody” przeszedł do historii. Przygoda wydarzyła się 3 października 2020 roku w Szczańcu w przeuroczej bibliotece. Organizację popełnił Karol, Stary Najmita i nie polegała ona tylko na wymyśleniu eventu, zrobieniu plakatu i wydarzenia na facezbooku. Karol pod każdy scenariusz zbudował oddzielne „miasto”, zasponsorował nagrody, dał dach nad głowę, przenocował, nakarmił i zawiózł do Figury Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Kazał wylewać fusy do zlewu i ma wannę, a wszyscy co mnie znają wiedzę, że kocham wanny.

 


 „Straty marszowe” były okrutne, choć zapewne przyczynił się do tego Nurgle i jego wirus. Toż mamy dziennie około 2k zakażeń i do ostatniej chwili nie miałem pewności, czy nagle turniej nie zostanie odwołany przez „siły wyższe” lub sam się nie odwoła przez topniejącą gwałtownie frekwencję. Przyjmijmy więc, że Nurgle pokrzyżował plany obecności części uczestników. I tak więc na „Długobrodym” stawiły się drużyny:

 

Pff… czyli Zibi i Marcin
Bandy: Dwarf Treasure Hunters i The Undead


 

Averland Sunset Resort and SPA czyli Adaśko i Franek
Bandy: Marienburg i Dwarf Treasure Hunters


 

Gutter Gutters czyli Karol i Tomek
Bandy: The Undead i Orc&Goblins



ZdunkoMORRy czyli Zdunek junior i wielebny_Rafael
Bandy: Orc&Goblins i The Undead

  

 Rozpoczęliśmy o 10-tej i równo o 18:00 gwizdek sędziego zakomunikował koniec czasu dla trzeciego scenariusza. Rozgrywki toczyły się na takich oto pięknych stołach.






 Pierwszy scenariusz rozegraliśmy z Zibim i Marcinem. Na środku stołu stała duża ruina z sarkofagiem, w którym znajdowały się… skarby. No ale dość szybko stare waśnie dały za wygraną i w ten oto sposób orki i krasnoludy rzuciły się sobie do gardeł a dwie zwaśnione linie krwi rodu von Carstein, postanowiły rozwiązać stare zatargi na tym oto padole. Pojedynek wampirów wywołał tyle emocji, że przestałem kontrolować co dzieje się na linii frontu Junior-Zibi i zakładam, że orki i krasie dość wesoło ulewały sobie krwi (jak za starych dobrych czasów). Tymczasem bandy wampirzych rywali o względy Manfreda, rozpoczęły taniec śmierci od szarży nurkującej krwiopijcy Routka. Ten nieudany pokaz akrobatyki wywołał konsternację wśród wszystkich walczących stron i zwiastował rezultat potyczki. Wampiry okładały się po łbach przez sześć rund, raz jeden był na kolanach raz drugi. Aż w końcu Margot, najmłodsza z cór Manfreda zdobyła to, co pragnęła, rzuciła na kolana Edwarda, udowadniając, że w tym mieście jest tylko jeden prawdziwy von Carstein. Równie emocjonujący okazał się pojedynek nekromantów. Obaj tkali czar „Spell of Doom” na stopniu trudności 9. Stali w pewnej odległości od siebie i na przemian próbowali rzucić ów czar i udowodnić, który lepiej opanował sztukę władania Wiatrami Magii. Dużo było przy tym śmiechu, a czarowanie kończyło zdanie „zaraz Ty spróbujesz”. Jak już któremuś udało się rzucić czar, to bez efektu.



 Drugą bitwę stoczyliśmy z Tomkiem i Karolem, czyli na stole wylądowały dwie bandy orków i dwie nieumarłych. I znów Margot, najmłodsza z cór Manfreda, musiała zmierzyć się z siostrą z linii krwi von Carstein. „Przeciwnicy” zamierzali nas zajść z obu stron i jednocześnie zaatakować. Na szybko zrodził się pomysł, by popełnić plan Napoleona spod Waterloo i zniszczyć Wellingtona nim nadejdzie armia Blüchera. I tak też się stało. Junior wystawił garść orkowych chopaków, by powstrzymywali nieumarłych Karola, a reszta naszych sił rzuciła się z całym impetem na Tomkowe WAAAGH! Po tym manewrze szybki powrót i znów dwóch na jednego przeciw nieumarłym Karola. Junior rozbił bank, bo na najwyższym z budynków, dość trudno i czasochłonnie dostępnym, był skarb. Junior wystawił czarnoksiężnika (każda banda mogła nająć jedno najemne ostrze i tak na stołach biegało 6-ciu ogrów) z czarem „Lot” i już bodajże w drugiej turze mieliśmy skarb. No i wisienką na torcie tej potyczki były ostatnie minuty bitwy, gdy okazało się, że nie wszyscy nieumarli Karola zostali zdjęci ze stołu i biega jeszcze „kot” z Ld 8 (dość nikła szansa, że nie zda testu rozbicia) i do pełnego zwycięstwa trzeba go było złapać i wymierzyć mu sprawiedliwość, a zegar tyka i coraz bliżej do końca czasu. Świetna bitwa. Nie wiem, jak długo znam Karola, to jeszcze z czasów forum starego Najmity, gdzieś mezozoik i pierwszy raz miałem przyjemność z nim zagrać. Ciekawe doświadczenie.


 Dołączam wypowiedziane pragnienie Karola z naszej potyczki, czyli „zależy mi na zdjęciu tego ghoula”. Proszę bardzo.


 W kolejną potyczkę wchodziłem wraz z kryzysem poobiednim i ciężko było się rozkręcić, a trzeba było szybko stanąć na nogi, bo już w trzeciej rundzie moi nieumarli byli w interakcji z Marienburgiem Adaśka i krasnoludami Franka. Junior, czyli mój zielonoskóry sojusznik, zablokował się na elfie najemniku i trzy rundy próbował go podejść. W tym czasie Margot i jej poplecznicy dzielnie stawiali czoła całej hordzie przeciwników, w tym 4 garłaczom, masie pistoletów, strzelbie, włóczniom i szalonemu Zabójcy z dwuręczniakiem. Ostatecznie nie zdałem testu rozbicia, ale udało mi się doprowadzić krasnoludy do rzutów na route test i zdjąć 2 Marienburgczyków (trzeciego ubił czarnoksiężnik Juniora piorunami) i tym samym małymi kroczkami udało się urobić Averland Sunset Resort and SPA. Warto dodać, że Adaśko i Franko grali po 10-letniej przerwie. I co? I można z sentymentu raz na rok wrócić w ruiny Miasta Potępionych i się dobrze bawić? Można. A Ty, kiedy wrócisz?

Daleko ten Szczaniec, ale nie żałuję ani sekundy z tego weekendu. Wybawiłem się, naśmiałem i naładowałem akumulatory pozytywną energią. ZdunkoMORRy wbili na pudło, zdobywając 44 punkty, worek nagród, nowych klimatycznych nerdów-znajomych, spotkali się po latach z najmitami i spędzili sobotę w bibliotece. Karol, zrobiłeś turniej na najwyższym poziomie. Do zobaczenia za rok!

 


Ludzie, chodźcie do swoich bibliotek. W Szczańcu takie cuda wianki. 


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz