Lafayette Rifle Cadets nie bez powodu wybrał 12 kwietnia jako oficjalna datę rozpoczęcia sezonu 2014. To właśnie tego dnia, 153 lata temu artyleria Konfederacji zagrała po raz pierwszy ostrzeliwując Fort Sumter. Ten dzień przyjmujemy jako rozpoczęcie amerykańskiej wojny secesyjnej. Ostrzał trwał 36 godzin i był tak skuteczny, że po żadne stronie nie zginął nikt.
12 kwietnia tegoż roku pamiętnego 2014 na warszawskiej Agrykoli rozbiliśmy punkt werbunkowy, bo nie ma wojny bez żołnierza :) Co ciekawe, był to strzał w dziesiątkę. Któż by się spodziewał, że spotkamy się z takim zainteresowaniem, a odwiedzający nas ludzie posiadają taką wiedzę odnośnie ACW.
Dzień prędzej, odział wydzielony z CoK przemaszerował 17 kilometrów w okolicach Ptaków z pełnym wyposażeniem i tylko pod tym co nieśli ze sobą mogli tej nocy spać. A było zacnie. I tradycyjnie więcej zdjęć niż słów.
Rana nie była tak groźna jak myślał. To była wieczność, pocisk wybuchł bardzo blisko. Pamięta, że oderwało go od ziemi. Leciał i leciał. Przed oczyma przewinęło mu się całe życie, w myślach ułożył list pożegnalny do żony, dzieci. Teraz niech tylko dobry Bóg da mu trochę czasu, by mógł go spisać i wysłać.
Upadł, straszny ból zalał skronie, nogi, brzuch, każdy cal ciała. Rana nie była groźna, dobry Bóg dał mu ową chwilę by list napisać, a on wdzięczny Stwórcy - nie napisał.
Ten "rzeźnik" jak zwykli go zwać w ambulansach, pozwolił mu wrócić do kompanii wcześniej. Gdy dotarł na miejsce, obóz dopiero rozbijano. Czy minęło tyle czasu? Czy tak go ambulans zmienił? Krzyczeli do niego z oddali: "-A kto to?", "-Kim jest ten żołnierz?", "-Nie znamy go"
W nocy przymroziło. Na szczęście jego punkt wartowniczy był blisko ogniska. Żałował, że nie przemycił "eliksiru" w manierce. Z pobliskich namiotów dochodziło zsynchronizowane przemiennie pierdzenie z chrapaniem. Tego też mu brakowało w ambulatorium.
I kurcze felek jakoś tak bardzo mi leżą zdjęcia przefiltrowane jak poniżej, czyżby mały chłopiec coraz bardziej wypływał i przejmował męskie ciało?
Jak co to hmm rekrutujemy cały czas, to naprawdę fajna zabawa, warto tak choćby ze trzy razy w roku odskoczyć w ten improwizowany XIX wiek i w doborowym towarzystwie zapomnieć o problemach w XXI wieku. Spróbuj to nie boli.
Miał być dziś świąteczny topic o dwarf slayerach ale wyszło jak zwykle. Usiadłem się (zmotywowałem), zacząłem pisać, a tu amba fatima były zdjęcia i nima.
Szkoda tych dwarf slayerów ;)
OdpowiedzUsuńAno, znów trza wdrożyć rytuał pożyczania aparatu
OdpowiedzUsuń