środa, 30 sierpnia 2023

"Długobrody III - Ogrem i Mieczem" - tak było, chyba.

 

  Pierwszy drużynowy turniej w Mordheim z cyklu „Długobrody”, który odbył się w 2020 roku, zgromadził 8 graczy. W tym roku (2023), III odsłona tego spotkania miała miejsce 26 sierpnia, jak zwykle w Szczańcu, i przybyło na ten turniej 16 graczu, by popełnić nekromancję (jak to jest z 24-letnią grą, zainteresowani wiedzą, nie ma co marnować wirtualnego tuszu). 

 

 Termin turnieju znaliśmy z kilkutygodniowym wyprzedzeniem i już wtedy robiłem rekonesans, ilu chętnych będzie na wyprawę z naszego landu. Mówię o „wyprawie”, bo daleko ten Szczaniec, a z roku na rok wydaję się jakby jeszcze dalej. Dzięki uprzejmości organizatora (Starego Najmity Karola), mamy możliwość wjechać mu na chatę od piątku i tam spędzić cały weekend, w którym rozgrywany jest turniej. Pierwszy plan zakładał (przy 10 chętnych), wyjazd wypożyczonym busem (cierpiałby tylko jeden „kierowca”) no ale straty marszowe (a że takowe są zawsze, odkąd człowiek był młodszy i miał większy zapał do organizacji jakichkolwiek eventów) skorygowały założenie i zostało nas 7. Tym samym podjęto decyzję, że jedziemy na dwa dyliżanse. 




 Samochody jakoś podświadomie wiedziały, że czeka je podróż przez pół Polski w jedną stronę i zaczęły głośno narzekać oraz odmawiać współpracy, no ale ostatecznie na dzień przed wyjazdem odebrałem od orkowego mekaniaka swoje BMW – wręcz równie wiekowe, co sama gra w Mordheim i wcale bym się nie zdziwił, gdybym się dowiedział, że to właśnie nim wyjechała z Marienburga pierwsza wyprawa po wyrdstone. Wyruszyliśmy na turniej w piątek z Melonem, Mondzim i Juniorem… i o dziwo, jak na wyjazd trzydniowy, mieliśmy jeszcze sporo wolnego miejsca w bagażniku.

 Tak wczesny dojazd do Szczańca zaskoczył nie tylko nas (jazda S5 i A2 to cud miód i orzeszki, a przez Bydgoszcz… męczarnia), ale i samego Karola, który był jeszcze w łóżku, gdy my już robiliśmy zakupy żelaznych racji żywności i napojki w szczanieckich pasażach handlowych. Zapasów w ilościach takich, by zapełnić wolne miejsce w bagażniku pod sam dach i by starczyło na cały weekend (nie starczyło).

 Później już tylko przywitania, rozpakowywania, zajmowania powierzchni użytkowej w mieszkaniu Karola i… dojechał Adam, Szreder i Śliwka. Od tego momentu rozpoczęła się zabawa w czystej formie. 

 


 

 Piątkowy wieczór przeciągnął się do soboty przy karcianym Bangu! I tradycyjnie Space Hulku.

 


 

  

 W sobotę z pewnym poślizgiem wyruszyliśmy z miejsca zakwaterowania do biblioteki, w której Karol dzień prędzej przygotował stoły. Było rześko, z nieba ciut mżyło, mijany tubylec – uśmiechnięty od ucha do ucha i z mglistym spojrzeniem – grzecznie się przywitał… żadne znaki nie zapowiadały tego, że Ołek jest wybrańcem Khaina. 

 Krótko po 10-tej rozpoczął się drużynowy turniej „Długobrody 3 – Ogrem i Mieczem”. A udział w nim wzięli.

 

 Adaśko (Kult Opętanych) i Franek (Skaveny).


  

 Karol (Kult Opętanych) i Kubuś (Mroczne Elfy).


 

  Mondzi (Łowcy Czarownic) i Paweł (Kislevczycy).


 

 Jacek (Łowcy Czarownic z Krainy Zgromadzenia) i Zibi (myślałem, że widziałem już wszystko, ale nie wiem, co to było, czym grał Zibi. Zresztą nie pierwszy raz nie wiem czym gra Zibi i w co gra Zibi, najważniejsze, że Zibi gra. Za to każdy, kto zna Zibiego wie, że Zibi to najlepsze, co może cię spotkać na turnieju).

 

 

  Adam (Skaveny) i Ołek (Mroczne Elfy).


 

  Adam i Melon (sojusz Krasnoludzkich Poszukiwaczy Przygód).


 

 Śliwka (Kult Opętanych, którzy pod wpływem iluzji Pana Przemian, postrzegany jest jak banda najemników – czy coś w ten deseń, zainteresowanym wytłumaczy Szreder) i Szreder (Drużyna Księcia-Elektora Middenheim), a że dziwnym trafem nie załapali się na zdjęcie indywidualne, w promocji mają Mondziego.


 

 No i ja (Skaveny) z Karolem (Kult Opętanych).


 

 Ruszamy, poszły skaveny po betonie...

 


 

 

 Scenariusz pierwszy – „Kamień ofiarny”

 Każda z drużyn rozegrała trzy scenariusze. Junior miał możliwość wyboru, z kim będziemy grali pierwszy. Zdecydował, by wylosować. Padło na Śliwkę i Szredera… gnać 320 km, by zagrać ze swoimi, no tak. Następnym razem połączymy się na telebimie i zagramy u mnie w domu. No dobra, chwilowo starczy marudzenia. Trafiliśmy na stół ze scenariuszem „Kamień ofiarny”. 

 


 

  Los zdecydował, że pierwsi wybierali strefę rozstawienia Śliwka ze Szrederem, a jak do tego dodamy ich marną kondycję, nic dziwnego, że zaczęli centralnie od jedynej strony prowadzącej na schody do ruin kaplicy, w której przy kamieniu ofiarnym czekała wiedźma na litościwy cios… Na etapie tworzenia swojej drużyny ninja-szczuroludzi z klanu Eshin (dzień przed wyjazdem na turniej), każdemu bohaterowi dałem zasadę Infiltracja, więc plan był prosty. Rozstawić bohaterów wewnątrz, spowolnić zbliżających się przeciwników przywołanymi szczurami, przekabacić ogra najemnika, by pracował dla nas, zebrać wszystkie fanty, zabić wiedźmę, uciec przed bliźniaczkami Boo i Bee w stronę Juniora i grać na czas… Plan dobry, wykonanie nie do końca. Przywołane szczury opóźniły nieuniknione przybycie „najemników” o może jedną rundę, ogr wolał pracować dla Śliwki i tak jak wiedźma padła zgrabnie (choć tu mogło być inaczej, gdybyśmy dokładniej przeczytali zasady specjalne) tak demonice okazały się trudnym orzechem do zgryzienia. Powiedzmy, że udało się zgrabnie wycofać, choć adept skrytobójca umarł na śmierć (co w punktacji końcowej też miało wpływ), a i pojedynek magistrów Chaosu – przegraliśmy (wbrew wyobrażeniu, pojedynek magistrów Chaosu nie odbył się na splatanie zaklęć a na strzały z łuków). 

 

 






Scenariusz drugi „Krew i piach”

Na ten scenariusz trafił nam się Karol i Kubuś, wreszcie przeciwnik godny skaveńskiego intelektu. Tak-tak, pokonać ich, to tak samo, jak zniszczyć świat, a potem go podbić… 

 


 

 Obok stołu stała heksagonalna arena, na której pojedynkowali się gladiatorzy. O co tam chodziło, nie pytajcie. Zaszczyt zrozumienia (i rozgrywania) tych człeczych przepychanek powierzyłem synowi, i chyba się udało i nie udało, zarazem. No bo w punktacji końcowej zarówno ja, jak i Junior mamy 1 punkt za scenariusz, a któryś z nas powinien mieć 2. No ale jak zwykle, jest czas na czytanie i czas na walkę. 

 


 

 Plan na rozgrywkę był nowy, świeży i iście skaveński. Z Infiltracji rozstawić się tak, by zebrać znaczniki spaczenia, przekabacić ogra najemnika, by pracował dla nas i przyzwanymi szczurami zblokować bieganie przeciwników. O dziwo Rogaty był tym razem przychylny i wszystko szło po myśli, a nawet i lepiej. Nim Opętani Starego Najmity Karola rozwinęli skrzydła, mieliśmy już urobionych Mrocznych Elfów Kubusia. Adept-skrytobójca, który był uzbrojony w pistolety spaczeniowe, wziął zwykłą pałkę i jak się rozpędził, tak zatrzymał nad zwłokami ostatniej elfki. Tyle trafień krytycznych, co popełniono w tym scenariuszu, nie widziałem w całej naszej aktualnie rozgrywanej kampanii w Warheim Fantasy Skirmish. Wyrżnęliśmy co do joty wszystkie jednostki Opętanych i Mrocznych Elfów. Pewnie dlatego, by osłodzić gorycz porażki i masakrę, jaką zrobiła nam Matylda i krasnoludy w kolejnym scenariuszu. 

 



 



 Scenariusz trzeci „Powrót Matyldy”

 


 

 Matyldę spotkaliśmy w 2022 na „Długobrodym II”. Wtedy graliśmy przeciw Adaśkowi i Frankowi. No i bazując na tamtym doświadczeniu, wiedzieliśmy, że się zbyt długo czailiśmy z Matyldą, dlatego wtedy przegraliśmy scenariusz. Uzbrojeni w tę wiedzę, przystąpiliśmy do realizacji przebiegłego nowego, iście skaveńskiego planu… Z Infiltracji rozstawić się tak, by zebrać znaczniki spaczenia, przekabacić ogra najemnika, by pracował dla nas i przyzwanymi szczurami zblokować bieganie przeciwników. A potem zaatakować Matyldę. 

 


 

 No i jak rok temu czajenie się na Matyldę zaowocowało porażką. Matylda co prawda zdechła, ale rundę podchodów przypłaciłem tym, że chwilę po niej szczuroludzie zbiegli (oczywiście ze zdobytym spaczeniem, a jak). Ten scenariusz znów rozgrywaliśmy z ziomalami (i znów się marudząca włącza, ale przełknę ślinę – szukając telebimu na alledrogo – i ciągnę dalej) Melonem i Adamem. Krasnoludom na kuszach szło wyśmienicie, nie pamiętam rozgrywki, w której krasie z bełtami byliby tak skuteczni. Mimo porażki i tego, że scenariusz skończył się bardzo szybko, był fajny. A że Junior jako jeden z upominków dostał właśnie Matyldę, będzie malowana.

 


 No to wedle zegarka, którego Stary Najmita Karol nie miał – to już koniec.


 

 Ktoś tam zajął jakieś tam miejsce. Czy to ważne? Pewnie, że nie. Wygrali wszyscy ci, którzy się dobrze bawili. Nagród nie było, za to dwa stoły „upominków”. Ewenement na skalę kraju, że na evencie, gdzie wpisowym jest szeroki uśmiech, jest tyle „upominków”. Szczególne podziękowania należą się dziewczynom z FantasyGameInn, które nie dość, że przygotowały walizkę „upominków” (z mojej doli zbuduję ludzką drużynę z którejś Wielkiej Prowincji Imperium i jeszcze płotkami ogrodzę ich obozowisko), to jeszcze przyjechały pół Polski, by być świadkami rytuału nekromancji Mordheim. Jest też filmik z samej końcówki. Jak nie zapomnę i nauczę się robić „biiiiii” przy niektórych wypowiedziach, to gdzieś wrzucę.  

 

 Jeżeli dobrze pamiętam słowa Adama przy okazji poniższego zdjęcia, to brzmiały one, miej więcej tak:

- Gdybym był trollem, to właśnie mieszkałbym pod takim mostem. 

 


 

 Starczy, bo długich i tak nikt nie czyta. Do następnego. Ahoj Przygodo!

 


 

3 komentarze:

  1. Mordheim wiecznie (nie)żywe! :)

    Fajnie, że frekwencja dopisała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Solidna, soczysta relacja z turnieju!

    Z samych zdjęć widać, że zabawa była przednia.

    Gratulacje dla uczestników i wielkie uznanie dla Organizatora za kultywowanie turniejowych tradycji!

    OdpowiedzUsuń