poniedziałek, 14 października 2013

Konfederat w Krainie Czarów - Copernicon 2013










 Co ja pacze? Biały królik kica przez ogród. Nie zwracam uwagi, że ma zegarek w łapce. Puszczam się za nim, głodny jestem. Karabin plącze się między nogami, biegnę, królik, głód. Gdzieś mi znika, aaaa widzę. Wskoczył do nory. Duża to dziura. Wślizguję się. Zakładam bagnet, nadzieję sku...a. Wchodzę-przeciskam się-wychodzę. No to się zaczęło. Budynek Collegium Maius, w koło pełno króliczych nor, z każdej ktoś wychodzi. Jak w "Nocy Żywych Trupów". Co niektórych znam.

Akredytacje
Konfederatów jest już dwóch, jest i Stasiu Bodyguard. Ustawiamy się w kolejki. Ktoś nas wyzywa od "twórców programu" i że nie ta kolejka. Zmieniamy na wskazaną, pierwsza z lewej. Cieszymy się, w tej kolejce nie ma kolejki. Dostajemy swoje czerwone obroże (co bardzo nie pasuje do historycznych mundurów - takie przemyślenie dla orgów na przyszłość) i już za chwilę dyliżansem dojeżdżają: kapral, szpieg karamba i Memento. No to czas na ich akredytacje. Kolejka pierwsza z lewej, ta z której dopiero odeszliśmy zadowoleni. A tam z za monitora - zły i okrutny - że to nie ta kolejka, że do tej najdłuższej. Czary Mary Hokus Pokus - ta kolejka nie jest tą kolejką. Nie ważne, że jest 14:20 a o 15tej mamy prelekcje.
Bywało gorzej z tymi kolejkami. Konfederat pamięta jeszcze te z PRLu za kawą, Konfederat pamięta kolejki za kuroniówką, kolejki za innymi akredytacjami, wejściówkami. Tu był luz niczym pod Alamo.

Prelekcja
Chochliki drukarskie, garbate wróżki, Żwirek i Muchomorek. Wszystkie psotne złe duszki namieszały i wprowadziły chaos na linii Konfederaci a Planeta Matka. Wszystkie taktyczne godziny na prelekcję pt "Czy Verne był fantastą - historia wojny secesyjnej" zostały zajęte. Z większym wrogiem stawaliśmy w tany - to rzekłszy - przejęliśmy salę w Minusie i o godzinie 15tej z 15 minutowym poślizgiem - START.


Na sali panowało takie napięcie, historia ACW znów ożyła, pięcioosobowy tłum aż falował. Wewnętrzny głos powiedział: "Idź na warte" .... poszedłem, co miałem zrobić? Tern sam głos usłyszał Krakers.





Noclegownia
Jaskinię dostaliśmy cudną. Całą w płytkach. Dzieci nie mogły bawić się w starą jak świat zabawę we wkładanie gwoździa do gniazdka elektrycznego bo owe umieszczone były gdzieś na 1,8 metra od posadzki. Biedne dzieci, uroki dorastania im odebrano. Mieliśmy własny kibelek, zlew. Cóż za rarytas :)

Pisanie idzie jak krew z nosa. Bardzo mało zrobiliśmy z tego co było zaplanowane. Pogoda barowa, ciągle mżyło, padało tudzież waliło z nieba jak z cebra. Po piątkowym tur-de po Starówce mundury schły przez kolejne trzy dni (na ciele oczywiście schły). Kwatermistrz wydał nowy przydział butów, nie zdążyłem zaimpregnować. Mokre skarpety aż chlupotały. Z całej listy zadań na piątek udało się tylko zadokować na obiad w restauracji Luizjana .... bo tu będąc w Toruniu być musieliśmy.


Wymarsz
Pozwolono wojsku spać dłużej. I dobrze. Bo dupny to był sen. Mimo iż kładli się wcześniej (Celina do tej pory jest zdziwiona, że tak grzecznie powędrowało wojsko w kojo) część z nich posnęła nad ranem. Czy to wina wrażeń? Czy może małej ilości przeczytanych książek? Czy odgłosów wydawanych przez "dzikich" z za ściany? Czy bestii, która uwalnia się jak usypia Krakers? Może wszystkiego po trochu ....
Wymarsz odbył się w ciszy i skupieniu. Już prawie osiągnęli cel misji - Plac Podominikański - gdy nagle sygnaliści odebrali zmianę rozkazów. Nowym zadaniem było zajęcie pozycji w budynku Collegium Minus i tu okopaniem się.

Wioska historyczna, której potem dołożono "fantastyczna" to dobra idea. To ukłon w stronę torunian, gdyż miała być atrakcją nie tylko dla konwentowiczów. Cały ten "plan A" (wioska hist-fant) popsuła pogoda. Można tylko mieć nadzieję, że na Coperniconie 2014 ten projekt z grupami reko będzie kontynuowany. Najlepiej bez tego dodatku -"fantastyczna"- bo odtwórcy nie są "przebierańcami:) Również miło by było przygotować "plan B" na wypadek niekorzystnych zakłóceń atmosferycznych (toż to dzika Polska jesień). Na korytarzach Minusa było trochu ciasno. Szacunek dla Szlachty :) no ale oni zawsze umieli się bawić. Wybaczcie, że nie wyszliśmy do Was do ogniska, poprawimy się następnym razem ..... mieliśmy sporo swoich spraw do obgadania.

W imieniu Lafayette Rifle Cadest chciałbym podziękować za ten mile spędzony weekend i Achoj przygodo - do następnego razu. Fajnie było znów zobaczyć znajome twarze z innych wystawek, jaki ten świat mały.


Za jakoś i ilość zdjęć trza przeprosić i to czynię. Mieliśmy małą kraksę z naszym kompanijnym aparatem i bardzo duża część materiału przepadła na zawsze - Amen.



























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz